Witajcie. Dziś lajtowo, ale i
również z głębszym spojrzeniem. Jeśli jesteś rodzicem, to w temacie
podejrzewam, że poczujesz się jeszcze głębiej...
Cała „zabawa” w dzieciach jest taka,
że przychodzą one niesamowicie świadome, z pamięcią duszy, z połączeniem ze
Stwórcą. Z pełną harmonią serca. A co często robią dorośli – „Ty nic nie wiesz
o życiu”! Naprawdę nic nie wie? To usiądź i obserwuj!
Zacznijmy od tego, że Ty jako
dorosły wgrałeś już sobie najróżniejsze schematy, co winno, co nie powinno. Jak
się czuć, oddychać, i czy może sobie swobodnie pierdnąć…
A ono, nie ma twoich programów gdy
się rodzi. Jednak jesteś jako rodzic jego autorytetem i od Ciebie uczy się
twojego spojrzenia na życie i zazwyczaj nie mając później już tej świadomości,
automatycznie powielać.
A dzieci już kodujemy od pierwszych
dni poczęcia, nawet jeszcze przed. Gdyż energia już się tworzy. I tak jednym z
często powtarzających się schematów jest to, iż chcemy żeby pojawił się syn, a
jest córka, czy też odwrotnie. A może w sobie nie wiemy kim ma być i tworzymy przez
to, już rozdarcie wewnętrzne u dziecka. Może po prostu odpuść i pozwól się mu
przejawić?
Co wtedy się dzieje u takiego
dziecka w dalszym życiu? A no bardzo dużo. A to niby taka błahostka… Otóż potem
dziecko nie wie jaką energię prezentuje, czym emanować. Może mieć trudności z
budowaniem relacji… To już jest zawsze temat indywidualny, bo każdy odbiera
pewne kwestie indywidualnie i indywidualnie je przechodzi, transformuje.
Tak też dzieci możemy programować
wszystkim. Swoim strachem, obawami, kontrolą, krytyką – nieświadomymi
działaniami. A później się dziwisz, że dziecko się buntuje, że nie słucha, że
nie zachowuje się tak, jak chciałbym aby się zachowywało.
Tu jest punkt zwrotny. To co
wysyłasz, to otrzymujesz. A dziecko bardzo dokładnie widzi i odczytuje emocje,
uczucia. Nie wie tylko czemu pojawia się u Ciebie strach w jakiś sytuacjach.
Jednak patrząc pod kontem dziecka, dla którego jesteś autorytetem, to ono
spojrzy tak – widać tak właśnie trzeba, skoro tak mama, czy tata tak robi. Z czasem się podda i zaprzeczy
swojemu sercu. Powtórzy lekcję rodziców…
A wystarczy po prostu słuchać,
wspierać. Powstało wiele pięknych książek na temat wychowania. Jedną z nich
poleciłem już na blogu - https://idzprzedsiebie.blogspot.com/2022/09/shefali-tsabary-przebudzona-rodzina.html więc i w temacie nie będę się za
wiele rozpisywał…
Stań się jak dziecko, otwarte,
szczere, bez strachu, ufne, pełne miłości, ciepła. Masz w sobie te cechy?
Przecież to podstawy życia! A uważasz, że jesteś odpowiednią osobą by je uczyć?
Chcesz, by zadowalało twoje przerośnięte ego? By przerzucić na nie swój strach,
by poczuć się „lepiej”.
Od Ciebie się ma nauczyć, że ogień
jest ciepły, że dziura jest głęboka, że jadące auto jest niebezpieczne, czyli
tego, aby zachować ciało w zdrowiu. Nie odpowiadasz za czyjąś duszę. Każdy sam
przyjąć potrzebuje pełną odpowiedzialność. Dzieci o tym wiedzą, a Ty?
Rozmawiajcie we wzajemności, na
równi z równym. Mistrz z Mistrzem. Uczeń z uczniem. Jak wiele można się od nich
nauczyć. One widzą inne wymiary. Patrzą wielowymiarowo.
Ostatnio zapytałem się syna, czy zna
Plejadnian. A on na to – „Tak, u góry są, wysoko, tam są” i pokazuje palcem. A
na moje pytanie czy ich widzi, odpowiada „tak”.
To tylko jeden przykład z rozmów z
własnym synem (obecnie ma 3,5 roku), tak dla odniesienia ile oni mogą nas
nauczyć jeśli tylko sobie na to pozwolimy. A będą nam pokazywać właśnie to, co
w sobie mamy do załatwienia. Są wspaniałymi „lustrami”.
Miało być lajtowo, chyba tak nie do
końca wyszło… Cóż życie zaskakuje ;)
Obraz Jill Wellington z Pixabay
...stań się jak dziecko...
Dominik
Belczewski